Najlepsze książki 2023 roku. Osobisty ranking nowości
W mijającym roku, tak jak i w poprzednim, czytałem przede wszystkim książki starsze. Nowości wpadały do mnie tylko od czasu do czasu. Ale udało mi się spośród tych kilku wybrać te, które mogę wam polecić. Oto najlepsze książki 2023 roku wydane w 2023 roku, jakie udało mi się przeczytać.
Mamy tu trzy powieści, jeden zbiór opowiadań i jeden tom poetycki (a może to jednak esej). Nie ma wśród nich żadnego reportażu, bo w 2023 roku przeczytałem jeden i nie zrobił on na mnie tak dużego wrażenia, żebym umieszczał go na tej liście (chociaż to był bardzo dobry reportaż).
Kolejność książek umieszczonych na poniższej liście jest przypadkowa. Wszystkie polecam!
„Berg” Ann Quin
Na tylnej części okładki wydawnictwo napisało, że „Berg” to „arcydzieło brytyjskiej powojennej prozy awangardowej” i coś w tym jest, chociaż nigdy nie użyłbym w przypadku tej książki słowa „arcydzieło”. Ma jednak książka Anny Quin to, co lubię: eksperymentuje z formą, nie ułatwia zrozumienia siebie samej, proponuje ciekawe spojrzenie.
Narracja „Berga” jest tak skonstruowana, że czytając, nie zawsze wiemy, kiedy mówi narrator, a kiedy odczytujemy myśli bezpośrednio z głowy głównego bohatera. Taka sytuacja zwłaszcza w pierwszych chwilach kontaktu z tekstem może irytować, bo jednak czytając chcielibyśmy mieć jakąś pewność, jakiś punkt zaczepienia. Ale o to chodzi – żeby również osoba czytająca poczuła tę płynną rzeczywistość, w jakiej zatapia się główny bohater. Taka narracja sprzyja nie tylko tworzeniu nonsensownej atmosfery, ale pozwala lepiej zrozumieć głównego bohatera. Koniec końców (po kilkunastu stronach – w moim przypadku) człowiek przyzwyczaja się do sposobu narracji i może skupić się na treści.
A o czym jest ta książka? Pierwsze zdanie wyjaśnia wszystko: „Pewien człowiek o nazwisku Berg, które zmienił na Greb, przyjechał do nadmorskiego miasteczka, żeby zabić ojca”. Perypetie Berga/Greba to ciąg prób, które mają doprowadzić do realizacji planu opisanego w pierwszym zdaniu oraz zapis bitwy z (nie zawsze swoimi) myślami głównego bohatera. Jest też romans.
„Berg” będzie z pewnością jedną z ulubionych książek w serii „Z kraju i ze świata” wydawnictwa Ossolineum. Polecam też z tej serii np. „Ostępy nocy” Djuny Barnes albo „Lucinelle” Lore Segal.
„Wszystko na darmo” Walter Kempowski
Niby wszystko to, o czym pisze Kempowski, już u nas było, ale teraz dostajemy znajome wątki w postaci bardzo dobrze napisanej powieści, która czyta się sama, która pozbawiona jest fabularnych mielizn i która lepiej niż krótki reportaż pokazuje wielowymiarowość życia.
Dlaczego wspominam o reportażu? Bo od czasów „Obwodu głowy” Włodzimierza Nowaka, to właśnie polski reportaż próbował ustawiać nas co jakiś czas w niepolskocentrycznej perspektywie przy opowiadaniu o losach Niemców w czasie II wojny światowej. W Polsce, gdzie do pewnego czasu Erika Steinbach, przewodnicząca Związku Wypędzonych, była ucieleśnieniem zła i wszystkiego najgorszego, co Niemcy mogą zafundować Polakom, to odwrócenie perspektywy oraz idąca za nim konieczność poszerzenia pola empatii o przedstawicieli narodu agresorów były niezwykle potrzebne. I nadal są.
Przypomnę tylko. W jednym z najlepszych tekstów reporterskich wydanych w XXI wieku „Mój warszawski szał” (to jeden z rozdziałów książki Nowaka „Obwód głowy”) patrzymy na powstanie warszawskie z perspektywy niemieckiego żołnierza. W tej samej książce mamy inny tekst pt. „Noc w Wildenhagen” o samobójstwach niemieckich kobiet, do których dochodziło na wieść o zbliżającej się Armii Czerwonej. Podobnie jest u Kempowskiego – głównych bohaterów jego książki poznajemy, kiedy Armia Czerwona pojawia się w Prusach Wschodnich.
Po Nowaku z niepolskocentrycznej perspektywy sytuację Niemców w czasie II wojny światowej, a także tuż po niej, opisywały m.in. Magdalena Grzebałkowska w „1945. Wojna i pokój”, Karolnina Kuszyk w „Poniemieckim”, Beata Szady w „Wiecznym poczatku”.
Kempowski dodaje do tych opowieści – w prawdzie zmyśloną, ale utkaną z prawdziwych wspomnień – historię niemieckiej rodziny szlacheckiej, świetnie portretując w pierwszych rozdziałach dziwny stan zawieszenia, w jakim znajdują się bohaterowie nie do końca przekonani, że Rosjanie „dojdą aż tutaj”.
„Tutaj” to niewielka miejscowość w Prusach Wschodnich, która w pierwszych miesiącach 1945 roku, nasiąka wieloma cechami uzdrowiska w Davos opisanego przez Manna w „Czarodziejskiej górze”. Kempowski świetnie portretuje ten czas (wręcz bez czas), w którym główni bohaterowie (nie)szykują się do ucieczki, pielęgnując dobrze sobie znane codzienne rytuały (brakowało tylko werandowania).
Ponadto Kempowski przeciekawie pokazuje, jak powoli wali się III Rzesza, ale robi to w skali lokalnej – w skali tego małego miasteczka, z którego już dawno powinno się uciekać, i okolic. Kempowski świetnie uchwycił tutaj wielowymiarowość tego upadku, który jest nieunikniony, ale któremu różne osoby i zbudowana wcześniej struktura państwa, próbują do końca się oprzeć. Co więcej, ten upadek, tą zmianę, czy też sam moment przejścia pomiędzy nowymi rzeczywistościami możemy zaobserwować również w głowach głównych bohaterów – czyli tam, gdzie reportażowi dotrzeć jest najtrudniej.
„Moje głupie pomysły” Bernardo Zannoni
Powieść, w której głównym bohaterem i narratorem jest kuna. Nie mamy tu jednak do czynienia z baśnią, ale z opowieścią, która stoi w rozkroku między w światem ludzkim i nieludzkim.
To warto na początku podkreślić: w powieści Zannoniego nie chodzi o pokazanie świata z innej niż ludzka perspektywa. Kuna opowiada nam swoją historię, ale inaczej niż na przykład w wydanej na początku 2023 roku książki „Ja śpiewam, a gór tańczą” Irene Soli, gdzie różni nieludzcy narratorzy snuli swoje opowieści, by stworzyć mozaikę nieoczywistych perspektyw.
Zwierzęcy bohaterowie Zannoniego są ludzcy i zwierzęcy na raz. Mówią jak ludzie, mają jak gdyby ludzką świadomość, niektórzy potrafią nawet czytać i pisać, ale jednocześnie wszyscy bezwzględnie walczą o przetrwanie, żyją w grupach, stadach jak zwierzęta i nie tworzą żadnego społeczeństwa.
Taka dwoistość, czy też migotliwość postaci i ich świata, pozwala Zannoniemu wprowadzać nas kilkukrotnie w dziwną, niejednoznaczną pozamoralną (?), przedmoralną (?) przestrzeń, w której nie jest łatwo oceniać zachowania i decyzje głównych bohaterów. Bo jak ocenić matkę kunę, która dba o swoje dzieci i robi wszystko, by cała rodzina przetrwała, ale karci swoje dzieci za każde niemal nieposłuszeństwo mocnym uderzeniem z liścia często robiąc im krzywdę? Albo jak ocenić kazirodczy romans rodzeństwa kun?
„Fiszki” Tomasz Bąk
„Fiszki” to niewielka książeczka napisana przez poetę, dlatego z automatu myślę o niej jako o tomie poetyckim, ale w „Fiszkach” znajdziemy krótkie teksty przypominające raczej eseje. Tylko ich język jest tak wyrazisty i skondensowany, jak zdarza się to w poezji lub prozie poetyckiej.
Bąk przygląda się kapitalistycznemu światu, jego konstrukcji i paradygmatom, według których działa, a wszystko przepuszcza przez filtr myśli Marka Fishera. Wychodzi z tego smutna, groteskowa, miejscami surrealistyczna opowieść o naszych czasach.
I chociaż o „naszych czasach” napisano już sporo książek, to muszę tu podkreślić, że Tomasz Bąk nie tylko obnaża w „Fiszkach” mechanizmy sterujące światem, ale w wielu miejscach dokonuje obnażenia obnażenia, kumuluje w ten sposób absurd i tym mocniej porusza i zawstydza.
A ponadto, co bardzo lubię, Bąk jest też autotematyczny, a nawet autoironiczny autotematycznie. Końcowe rozdziały to bardzo fajny twist.
Tym bardziej polecam, że jest to książka, w której jest masa z ciekawych zdań i fragmentów do podkreślania. Można sobie coś mądrego z „Fiszek” wrzucić do storisków lub na nowego Threadsa!
„Wizja świata” John Cheever
Nie oparłem się sile tych opowiadań, chociaż, kiedy po nie sięgałem, zastanawiałem się, czy amerykańska rzeczywistość z połowy XX wieku jest w stanie w ogóle mnie zainteresować. Bo Cheever kojarzył mi się przede wszystkim z pisarzem mocno osadzonym w rzeczywistości, w której żył. Ale już po pierwszym opowiadaniu „Wizja świata” mnie kupiła.
To pierwsze opowiadanie ma dokładnie to, co lubię i co trzymało mnie przez resztę lektury – pewną domieszkę magii, dziwności, nie-realizmu, ale też groteski i absurdu – w tej pierwszej historii okazuje się, że nowe radio pozwala podsłuchiwać sąsiadów.
I choć dalej niektóre teksty były ledwie muśnięte magią, czy nie-realizmem, a w niektórych w ogóle tego mojego ulubionego czynnika nie było, to cały zbiór przeczytałem z przyjemnością, bo Cheever opowiada o uniwersalnych problemach, niezmiennie pogmatwanych relacjach międzyludzkich, więc dość łatwo przełyka się te amerykańskie dekoracje z lat 50. XX wieku.
Myślę, że niezwykle ciekawe będzie czytania najpierw Cheevera, który opisuje początek czasu nieskrępowanej i wzrastającej konsumpcji w latach tuż po II wojnie światowej, a potem „Fiszek” Bąka, który skupia się na czasach nam współczesnych.