• Literatura piękna

    Na stykach Schulza i Can Xue

    Moja ostatnia fascynacja, czyli Can Xue, chińska pisarka, od lat przyznaje, że inspiruje się naszym polskim pisarzem z dawnego powiatu drohobyckiego Brunonem Schulzem. Jak to widać w jej pisaniu? Odpowiedź poniżej.

    Na początek jednak kilka słów od samej Can Xue o jej inspiracjach. W wywiadzie z 2013 roku dla University of Rochester pisarka powiedziała:

    „W młodości (między trzynastym a dwudziestym piątym rokiem życia) uwielbiałam chińskiego pisarza Lu Xuna oraz starożytną powieść <>. Uwielbiałam także rosyjskich pisarzy – Gogola, Tołstoja, Turgieniewa, Dostojewskiego i innych. Pod koniec lat siedemdziesiątych udało mi się zdobyć kilka zachodnich klasyków i byłam nimi absolutnie pochłonięta! Myślę, że autorzy, których kochałam najbardziej, to: Dante, Szekspir, Cervantes, Kafka, Goethe, Borges, Calvino, Bruno Schulz oraz poezja Rilkego” (link do całego wywiadu w komentarzu).

    BTW o inspiracjach Rilkem mówi się także w kontekście twórczości Schulza.

    No i teraz pytanie, czy tego Schulza widać u Can Xue? Jak w 2009 roku zauważał The Village Voice, niewydana jeszcze w Polsce książka „Five Spice Street” zdaniem Eli Epstein-Deutsch „przypomina twórczość innego środkowoeuropejskiego modernisty – polskiego nowelisty Brunona Schulza, którego baśniowe opowieści o chłopięcym dzieciństwie są utrzymane w podobnych, bujnych, ziemistych tonach, rezonujących także w powieści Xue”.
    I tu pada przykład antropomorficznych opisów u chińskiej pisarki : „chmura mgły z zielonego meteoru na horyzoncie przestraszyła wzgórze”. Jak zauważa Epstein-Deutsch tego typu opisy „uderzają w mroczne piękno, przypominające Schulza. Siła obojga pisarzy leży w ich szamańskiej zdolności do ożywiania hiper-lokalnych zabobonów i lęków. Opowieści Schulza również osadzone są na tle wielkich przemian historycznych – upadku Cesarstwa Austro-Węgierskiego. I choć tematy społeczne są w nich stale obecne, nigdy nie dominują nad wyjątkowością jego wyobraźni. Być może jest to lekcja także dla czytelników Can Xue – jej kontekstu politycznego nie można ignorować, ale nie powinien on przesłaniać wartości jej twórczości jako sztuki na najwyższym poziomie” (link do tego tekstu w komentarzach).

    A jak to wygląda w dwóch książkach, które mamy przetłumaczone na język polski?

    Spójrzmy do „Ulicy Żółtego Błota” (tłum. Katarzyna Sarek). Już sam tytuł od razu kojarzy się z schulzowską Ulicą krokodyli zamieszkiwaną „przez szumowiny, przez gmin, przez kreatury bez charakteru, bez gęstości, przez istną lichotę moralną, tę tandetną odmianę człowieka, która rodzi się w takich efemerycznych środowiskach”.
    A co widać w samym tekście? Na przykład dobrze znane z Schulza hiperbole, celowe wyolbrzymienia, potrzebne do podniesienia intensywności przekazu: „w taką pogodę gniło nawet żelazo”, „cegły skwierczały”, ziewanie rozprzestrzeniało się jak pożar”, „powietrze w S było inne, wilgotniejsze niż gdzie indziej, może cięższe, bardziej skondensowane i dlatego wszystko tam rosło szybciej, rosło większe i miało więcej energii”. Niech tyle wystarczy.

    W ogóle mam wrażenie, że akcja „Ulicy Żółtego Błota” dzieje się „po drugiej stronie parkanu, za tym matecznikiem lata, w którym rozrasta się głupota zidiociałych chwastów”, gdzie „było śmietnisko zarosłe dzikim bodiakiem” i zaraz Can Xue zacznie opisywać „łóżko skretyniałej dziewczyny Tłui”. To pewnie przez to wszechobecne na ulicy Żółtego Błota słońce, senność i „płomienną miotłę upału”, która to miotła jest z Schulza, ale i do Can Xue pasuje.
    Oprócz motywu nieustępliwego słońca, motywów rozkładu i przeobrażeń materii Can Xue łączy z Schulzem surrealność opowieści, coś co możemy określić jako awangardowość w pisaniu oraz afabularność, na którą oboje znajdują trochę inny sposób, ale jednak.

    Ale… Oprócz „Ulicy Żółtego Błota” mamy jeszcze świeży „Tajemniczy pociąg” (tłum. Katarzyna Sarek), który w porównaniu z „Ulicą…” jest bardzo fabularny, dzieje się dużo, są nawet sceny walki. Ale mniej widać tutaj inspiracji schulzowskich. Chociaż jakieś spowinowacenia czuć. Znów trafiamy do dziwnej, nielogicznej rzeczywistości, jakby ze snu – nie wszystko okazuje się tym, czym się wydaje na początku. Znów możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z eksperymentem literackim, znów język nie jest jednoznaczny, a przez to znów rzeczywistość staje się nieuchwytna, bo kiedy tylko coś zaczyna się kleić, następuje jakaś zmiana, jakiś unik.

    Ale jak to z inspiracjami bywa, być może nic z tych rzeczy, o których napisałem nie jest trafione, może to, co odczytuję jako wzięte z Schulza, pochodzi z zupełnie innej strony. No cóż, z literaturą tak bywa, dlatego lepiej chyba ją czytać niż o niej pisać. Czytajcie więc Can Xue, jeśli się nie boicie!