-
Na stykach Can Xue i Cesara Airy
A jeśli pisarz nie poprawia raz napisanych fragmentów, nie wraca do szkiców, nie szlifuje zdań w nieskończoność, jak Flaubert czy Proust? Dziś kilka słow od dwóch osobach, które kiedyś pewnie dostaną Nobla. Może już w tym roku?
Cesar Aira i Can Xue. Co ich łączy? Bo dzieli wiele, ale metody ich pisania mają wspólne punkty.Dyletanckość:
César Aira, choć od dawna wymieniany w świecie literackim jako potencjalny noblista, w Polsce pozostaje pisarzem niemal nieznanym. Na razie możemy czytać jego “Trzy opowieści” (tłum. Tomasz Pindel) wydane kilka lat temu przez Ossolineu i “Epizod z życia malarza podróżnika” wydany miesiąc temu przez ArtRage.
Marek Bieńczyk w posłowiu do „Trzech opowieści” kreśli sylwetkę Airy i wskazuje miejsce w literackiej tradycji – na granicy między awangardą a świadomym „dyletanctwem”.
Bieńczyk umieszcza go w szeregu twórców eksperymentalnych: obok Borgesa, Pereca, Bolaño, a nawet Schulza i Gombrowicza. Bieńczyk pisze: “(…) goła rozpędzona, niekiedy niemal linanijna narracja”. Albo: “rozumienie aktu pisania jako aktu granicznego, skrajnego i bezwzględnie ryzykownego”.
Kluczowe dla prozy Airy jest to, co sam nazywa „fuga hacia adelante” – nieustanny bieg (ucieczka) naprzód. Pisarz nie poprawia raz zapisanych fragmentów, nie wraca do szkiców, nie szlifuje zdań w nieskończoność, jak Flaubert czy Proust. Zamiast tego wybiera improwizację, pisanie w ruchu, otwarcie na przypadek. Bieńczyk przywołuje tu inspirację Johnem Cage’em, który komponował, uwzględniając rolę losowości, oraz Marcelem Duchampem czy Raymondem Rousselem, twórcami rozpychającymi granice sztuki.
Tę postawę krytyk nazywa dyletanckością – ale nie w sensie braku umiejętności, lecz jako świadomy wybór estetyczny. „Dyletant” w ujęciu Airy to ktoś, kto odrzuca ciężar doskonałości i pozwala dziełu powstawać w spontanicznym geście. Dlatego jego utwory często wydają się poszatkowane, pełne nagłych zwrotów, improwizowanych scen i nieprzewidywalnych puent. Dla jednych czytelników jest to dowód na lekkość i brawurę, dla innych – źródło znużenia.
Aira, jak zauważa Bieńczyk, należy do tych autorów, którzy nie tworzą „dzieł zamkniętych”, lecz raczej ciągłe ruchy literackie. Nieustannie zaczyna na nowo, zapisuje fragmenty, które same układają się w opowieść. W tym sensie bliżej mu do free jazzu czy filmów Tarantino, niż do klasycznego realizmu. Jego literatura nie tyle odpowiada na pytania, ile sama jest pytaniem – o to, jak jeszcze można pisać, by nie powielać dawnych form.
Podświadomość:
Teraz Can Xue. To jedna z najbardziej oryginalnych pisarek współczesnych Chin. Autorka dostepnych w Polsce “Ulicy Zółtego Błota” i “Tajemniczego pociągu”.
Jaki pisze w przedmowie do “Ulicy Żółtego Błota” Katarzyna Sarek, tłumaczka obu wyżej wymienionych książek, w przeciwieństwie do większości autorów, którzy godzinami szlifują teksty, poprawiają akapity i wygładzają zdania, Can Xue nie wraca do tego, co już raz zapisała. Rymuje się to z Airą. Przypomnę tylko: pisarz nie poprawia raz zapisanych fragmentów, nie wraca do szkiców, nie szlifuje zdań w nieskończoność, jak Flaubert czy Proust. Fuga hacia adelante.
Can Xue twierdzi, że pisze „podświadomością”. Zasiada do stołu i pozwala, by tekst spływał na papier bez udziału jej świadomej kontroli. Nie przygotowuje planu, nie ustala struktury, nie zastanawia się nad puentą. Proces pisania przypomina raczej zapis strumienia snów i wizji, w którym – jak sama mówi – ufa całkowicie swojej wyobraźni.
Jej zdaniem literatura powinna płynąć z głębi duszy, bez kompromisów i kalkulacji. Dlatego na kartach jej powieści i opowiadań królują senna logika, absurd, groteska i nagłe zwroty, które dla czytelnika bywają jednocześnie fascynujące i dezorientujące.
Can Xue podkreśla, że tylko w ten sposób może dotknąć prawdy – nie tej dosłownej i racjonalnej, ale ukrytej pod warstwą snów i wyobrażeń. Pisze raz, a potem już nie wraca. Jej dzieła są więc zapisem chwili, objawienia, którego nie da się poprawić, bo utraciłoby swoją moc.
Can Xue bywa zestawiana z Franzem Kafką, Jorge Luisem Borgesem i Samuelem Beckettem – twórcami, którzy podobnie jak ona sięgali po absurd, logikę snu czy literacki eksperyment. W jej prozie można odnaleźć kafkowski klimat zagrożenia i paranoi, borgesowską grę z wyobraźnią i metafizyką oraz beckettowską groteskę i poczucie beznadziei. Sama pisarka podkreśla jednak, że nie szuka podobieństw i nie próbuje nikogo naśladować. Mówi: “To nic nadzwyczajnego przegonić Kafkę. Moje dzieła w końcu powstały na barkach tego mistrza literatury eksperymentalnej. Powodem, dla którego chińscy pisarze lubią zastanawiać się nad takimi kwestiami, jest głeboki kompleks niższości. Ja go nie mam, w pełni ufam swojej wyobraźni”.
-
Na stykach Schulza i Can Xue
Moja ostatnia fascynacja, czyli Can Xue, chińska pisarka, od lat przyznaje, że inspiruje się naszym polskim pisarzem z dawnego powiatu drohobyckiego Brunonem Schulzem. Jak to widać w jej pisaniu? Odpowiedź poniżej.
Na początek jednak kilka słów od samej Can Xue o jej inspiracjach. W wywiadzie z 2013 roku dla University of Rochester pisarka powiedziała:
„W młodości (między trzynastym a dwudziestym piątym rokiem życia) uwielbiałam chińskiego pisarza Lu Xuna oraz starożytną powieść <>. Uwielbiałam także rosyjskich pisarzy – Gogola, Tołstoja, Turgieniewa, Dostojewskiego i innych. Pod koniec lat siedemdziesiątych udało mi się zdobyć kilka zachodnich klasyków i byłam nimi absolutnie pochłonięta! Myślę, że autorzy, których kochałam najbardziej, to: Dante, Szekspir, Cervantes, Kafka, Goethe, Borges, Calvino, Bruno Schulz oraz poezja Rilkego” (link do całego wywiadu w komentarzu).
BTW o inspiracjach Rilkem mówi się także w kontekście twórczości Schulza.
No i teraz pytanie, czy tego Schulza widać u Can Xue? Jak w 2009 roku zauważał The Village Voice, niewydana jeszcze w Polsce książka „Five Spice Street” zdaniem Eli Epstein-Deutsch „przypomina twórczość innego środkowoeuropejskiego modernisty – polskiego nowelisty Brunona Schulza, którego baśniowe opowieści o chłopięcym dzieciństwie są utrzymane w podobnych, bujnych, ziemistych tonach, rezonujących także w powieści Xue”.
I tu pada przykład antropomorficznych opisów u chińskiej pisarki : „chmura mgły z zielonego meteoru na horyzoncie przestraszyła wzgórze”. Jak zauważa Epstein-Deutsch tego typu opisy „uderzają w mroczne piękno, przypominające Schulza. Siła obojga pisarzy leży w ich szamańskiej zdolności do ożywiania hiper-lokalnych zabobonów i lęków. Opowieści Schulza również osadzone są na tle wielkich przemian historycznych – upadku Cesarstwa Austro-Węgierskiego. I choć tematy społeczne są w nich stale obecne, nigdy nie dominują nad wyjątkowością jego wyobraźni. Być może jest to lekcja także dla czytelników Can Xue – jej kontekstu politycznego nie można ignorować, ale nie powinien on przesłaniać wartości jej twórczości jako sztuki na najwyższym poziomie” (link do tego tekstu w komentarzach).A jak to wygląda w dwóch książkach, które mamy przetłumaczone na język polski?
Spójrzmy do „Ulicy Żółtego Błota” (tłum. Katarzyna Sarek). Już sam tytuł od razu kojarzy się z schulzowską Ulicą krokodyli zamieszkiwaną „przez szumowiny, przez gmin, przez kreatury bez charakteru, bez gęstości, przez istną lichotę moralną, tę tandetną odmianę człowieka, która rodzi się w takich efemerycznych środowiskach”.
A co widać w samym tekście? Na przykład dobrze znane z Schulza hiperbole, celowe wyolbrzymienia, potrzebne do podniesienia intensywności przekazu: „w taką pogodę gniło nawet żelazo”, „cegły skwierczały”, ziewanie rozprzestrzeniało się jak pożar”, „powietrze w S było inne, wilgotniejsze niż gdzie indziej, może cięższe, bardziej skondensowane i dlatego wszystko tam rosło szybciej, rosło większe i miało więcej energii”. Niech tyle wystarczy.W ogóle mam wrażenie, że akcja „Ulicy Żółtego Błota” dzieje się „po drugiej stronie parkanu, za tym matecznikiem lata, w którym rozrasta się głupota zidiociałych chwastów”, gdzie „było śmietnisko zarosłe dzikim bodiakiem” i zaraz Can Xue zacznie opisywać „łóżko skretyniałej dziewczyny Tłui”. To pewnie przez to wszechobecne na ulicy Żółtego Błota słońce, senność i „płomienną miotłę upału”, która to miotła jest z Schulza, ale i do Can Xue pasuje.
Oprócz motywu nieustępliwego słońca, motywów rozkładu i przeobrażeń materii Can Xue łączy z Schulzem surrealność opowieści, coś co możemy określić jako awangardowość w pisaniu oraz afabularność, na którą oboje znajdują trochę inny sposób, ale jednak.Ale… Oprócz „Ulicy Żółtego Błota” mamy jeszcze świeży „Tajemniczy pociąg” (tłum. Katarzyna Sarek), który w porównaniu z „Ulicą…” jest bardzo fabularny, dzieje się dużo, są nawet sceny walki. Ale mniej widać tutaj inspiracji schulzowskich. Chociaż jakieś spowinowacenia czuć. Znów trafiamy do dziwnej, nielogicznej rzeczywistości, jakby ze snu – nie wszystko okazuje się tym, czym się wydaje na początku. Znów możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z eksperymentem literackim, znów język nie jest jednoznaczny, a przez to znów rzeczywistość staje się nieuchwytna, bo kiedy tylko coś zaczyna się kleić, następuje jakaś zmiana, jakiś unik.
Ale jak to z inspiracjami bywa, być może nic z tych rzeczy, o których napisałem nie jest trafione, może to, co odczytuję jako wzięte z Schulza, pochodzi z zupełnie innej strony. No cóż, z literaturą tak bywa, dlatego lepiej chyba ją czytać niż o niej pisać. Czytajcie więc Can Xue, jeśli się nie boicie!