-
“49 idzie pod młotek” Thomasa Pynchona
W 1965 roku wychodzi “Kosmos” Gombrowicza, w 1966 natomiast ukazuje się “The Crying of Lot 49” Pynchona, które u nas wydano się jako “49 idzie pod młotek” (w przekładnie Piotra Siemona). Co łączy te dwie tak odległe geograficznie powieści? Osobliwe śledztwa.
Edypa Maas, bohaterka „49…” podąża za wskazówkami, opowieściami i dziwnymi znakami, które prowadzą ją z miejsca na miejsce, od ludzi do ludzi i ujawniają (czy na pewno) jakiś spisek.
„To jest skonstruowanie świata z pewnych elementów bardzo do siebie oddalonych. Więc, powiedzmy, weźmy: powieszony wróbel, patyk na drucie, usta, które zostały zdeformowane wskutek wypadku – i wykombinowanie z tych wszystkich elementów pewnej rzeczywistości, pewnej formy, pewnego kosmosu” – tak mówił sam Gombrowicz o „Kosmosie” w 1963 roku.
Jest to jednocześnie bardzo dobry opis tego, z czym mamy do czynienia w „49…” Pynchona. Edypa Maas też próbuje skonstruować świat „z pewnych elementów bardzo do siebie oddalonych”. To składanie wydaje się czasem absurdalne, niemożliwe, ale jest przecież nieodłącznym elementem naszego życia. Wszyscy potrzebujemy domknięcia poznawczego. Niektórzy, jak Maas, czy bohaterowie „Kosmosu”, potrzebują go bardziej niż inni.
„Potrzeba domknięcia poznawczego jest dążeniem do posiadania jasnego i pewnego wyjaśnienia rzeczywistość, co prowadzi do redukowania poczucia niepewności poznawczej. Stworzone w ten sposób przekonania nie muszą trafnie odzwierciedlać rzeczywistości” – możemy przeczytać na psyche.academy. I dalej: „Wysoki poziom potrzeby domknięcia poznawczego wiąże się z niską tolerancją na niepewność poznawczą. Jednostka poszukuje informacji zgodnych z posiadanymi schematami poznawczymi i stereotypom, poddając je tylko powierzchownej analizie. Prowadzi to do powstania uproszczonego obrazu rzeczywistości”.
Choć może powinniśmy powiedzieć, że nie o uproszczony obraz tutaj chodzi, ale o jakąkolwiek wizję, która będzie trzymała się kupy – mógłby to być więc obraz całkowicie alternatywny, jakiś wymiar obok, świat przesunięty, byleby był domknięty.
To właśnie o potrzebie domknięcia są dla mnie obie te książki – „Kosmos” i „49 idzie pod młotek”. Jednocześnie żadna z nich żadnego domknięcia czytelnikom nie oferuje. Zostawia obraz jakiegoś labiryntu, ale bez mapy, bez żadnej nitki, po której może gdziekolwiek trafić.
„To jest książka trudna” – mówił Gombrowicz o „Kosmosie”. Podobnie można powiedzieć o „49…” – nie jest łatwo (co też dobrze zilustrował na okładce Łukasz Piskorek). Ale w świecie krótkich i podejrzanie uproszczonych komunikatów warto czasem sobie coś utrudnić. Z resztą, mówi się, że „49 idzie pod młotek” to najprzystępniejsza powieść Pynchona. Czekam więc na „Tęczę grawitacji”, żeby porównać. Nowe wydanie podobno we wrześniu.
-
Na stykach Gombrowicza i Kafki
Gombrowicz i Kafka – pisarze bardzo od siebie różni, ale fundament ich metody pisarskiej wydaje się taki sam. Spójrzcie.
Najpierw Gombrowicz w swoim dzienniku:
“Osobom, interesującym się moją techniką pisarską, przekazuję następującą receptę. Wejdź w sferę snu.
Po czym zacznij pisać pierwszą lepszą historię, jaka ci przyjdzie do głowy i napisz ze 20 stron. Potem przeczytaj.
Na tych 20 stronach znajdzie się może jedna scena, kilka pojedynczych zdań, jakaś metafora, które wydadzą ci się podniecające. Napisz więc wszystko jeszcze raz, starając się aby te podniecające elementy stały się osnową – i pisz, nie licząc się z rzeczywistością, dążąc tylko do zaspokojenia potrzeb twojej wyobraźni.
(…)
Jednakże cała rzecz w tym, abyś, poddając się w ten sposób biernie dziełu, pozwalając aby stwarzało się samo, nie przestał ani na chwilę nad nim panować. Zasada twoja w tym względzie ma być następująca: nie wiem dokąd dzieło mnie zaprowadzi ale, gdziekolwiek by mnie zaprowadziło, musi wyrażać mnie i mnie zaspakajać.
(…)
I w ostatecznym rezultacie: z walki pomiędzy wewnętrzną logiką dzieła a moją osobą (gdyż nie wiadomo: czy dzieło jest tylko pretekstem abym ja się wypowiedział, czy też ja jestem pretekstem dla dzieła), z tego zmagania rodzi się coś trzeciego, coś pośredniego, coś jakby nie przeze mnie napisanego, a jednak mojego – nie będącego ani czystą formą, ani bezpośrednią moją wypowiedzią, lecz deformacją zrodzoną w sferze <<między>>: między mną a formą, między mną a czytelnikiem, między mną a światem. Ten twór dziwny, tego bastarda, wsadzam w kopertę i posyłam wydawcy”.
A teraz Kafka. W 1913 roku pyta swoją narzeczoną o opowiadanie “Wyrok” przełomowe w jego twórczości, po którym stał się tym Kafką, tym, którego większość nas zna:
“Czy ty w <> znajdujesz jakikolwiek sens, mam na myśli sens prosty, konkretny, dający się prześledzić? Ja takiego sensu nie znajduję i nie potrafię też niczego tam wyjaśnić”.
Jego biograf Reiner Stach dopowiada: „<> był utworem o obezwładniającej logice, ale Kafka musiał przyznać, że aksjomaty tej logiki nie są dla niego zrozumiałe. Z pewnością miały one wiele wspólnego z najbardziej wewnętrznym życiem Kafki (…) tam, gdzie to, co wyparte, walczy o ekspresję, gdzie doświadczenia przetapiane są na metafory i symbole, gdzie ze zużytych form rodzą się nowe, gdzie fundament psychiczny jednostki drży pod ciśnieniem świata, gdzie kumuluje się cała groza ludzkiej bezbronności (…) Człowiek bardzo niechętnie zapuszcza się w owe katakumby, może więc Kafce tylko przez chwilę udało się zobaczyć rdzeń swojej opowieści”.
A więc i u Gombrowicza, i u Kafki mamy do czynienia z pokładami tkwiącymi w nieświadomości, albo gdzieś na granicy świadomości i podświadomości, które udaje się za sprawą świadomej pracy pisarskiej wydobyć i zapisać. Gombrowicz mówi o „sferze snu”, opowieści Kafki też zanurzone są w sennej logice.
Ponadto. Gombrowicz radzi szukać tego, co podniecające, a więc kieruje bardziej w stronę biologii, fizjologicznych reakcji oraz emocji, nie pisze w tym iście poradnikowym fragmencie dziennika o sztuce, a więc sztuczności, formie, czy pięknie. Dla Kafki piękno języka nie było istotne, liczyła się jego precyzja, ostrość, za pomocą, której mógł wyrazić to, co płynęło z głębin jego (nie)świadomości.
W obu przypadkach mamy do czynienia z pisaniem, które można nazwać pisaniem z siebie, przez siebie i dla siebie (Gombrowicz: „musi wyrażać mnie i mnie zaspakajać”. Kafka „Nie skłonność do pisania, moja Ty najdroższa Felice, żadna skłonność, lecz pisanie to jestem ja”), jak gdyby pisanie było formą budowania tożsamości i jak gdyby pisało się cały czas własną autobiografię. Ja, ja, ja. U Gombrowicza narrator jest niemal zawsze pierwszoosobowy. U Kafki niekoniecznie, ale jeśli spojrzymy do rękopisu „Procesu” w scenie śmierci Józefa K. narrator trzecioosobowy zniknął, a ręka Kafki napisała „podniosłem ręce” i „rozczapierzyłem wszystkie palce”.
Cytaty pochodzą z: Witold Gombrowicz „Dzienniki 1953-1969” i Reiner Stach „Kafka. Lata decyzji 1910-1915”.