„Przestworzone rzeczy” to tłumaczeniowy fajerwerk, popis Łobodzińskiego
To coś nietypowego, poszerzającego wyobraźnię i do tego świetnie przetłumaczonego. Chodzi o „Przestworzone rzeczy” Johna Lennona w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego.
I od Łobodzińskiego zacznijmy, bo ta książka to tłumaczeniowy fajerwerk, mistrzostwo świata, popis kreatywności.
Dlaczego? Bo książka Lennona to takie „Lucy in the sky with diamonds” oraz „Strawberry fields forever” razem wzięte, tylko że zamiast piosenek mamy krótkie opowiadania, historyjki i rysunki.
Lennona się nie ogranicza. Puszcza wodzę fantazji, opowiada przestworzone rzeczy, groteskowe do szpiku kości, a do opowiadania używa równie nieskrępowanego języka. Filip Łobodziński nad tym wszystkim nadąża i co więcej wkłada w tę książkę siebie, wór swoich kreacji językowych, którymi musi zastępować nieprzetłumaczalne na polski angielskie frazy.
Książka składa się właściwie z trzech książek, które Lennon wydawał w latach 1964-65. Są to krótkie groteskowe prozy. Zabawne. Być może na dłuższą metę nużące, bo bardzo intensywne, często korzystające z tego samego konceptu zabawy językiem. Ale są to teksty, które znakomicie uwalniają wyobraźnię czytelnika, uczą nieskrępowanego, nieposkromionego myślenia, wymyślania, czytania rzeczywistości.
Polecam przede wszystkim, jako ćwiczenie wyobraźni.