Ile recenzji w recenzji, czyli jak się pisze o książkach w polskiej prasie?

Poniżej zamieszczam tekst z mojego nieistniejącego już bloga czytamrecenzuje.pl, na którym latem 2018 roku opublikowałem tekst pt. „Ile recenzji w recenzji, czyli jak się pisze o książkach w polskiej prasie?”. Zamieszczam ten wpis tutaj, ponieważ kilkukrotnie pytano mnie o niego i proszono o udostępnienie. Odtwarzam więc go w takiej samej formie, w jakiej napisałem go kilka lat temu.

Ile recenzji w recenzji, czyli jak się pisze o książkach w polskiej prasie?

Nie recenzują, tylko streszczają. Nie patrzą krytycznie, prawie ciągle chwalą. Piszą o sobie i swoich fascynacjach autorem, zamiast skupić się na książce, którą wzięli na warsztat. Tworzą krótkie notki, zamiast długich pogłębionych tekstów. Robią rankingi, przyznają książkom punkty i gwiazdki. To o blogerach? Nie, o dziennikarzach piszących w gazetach o książkach.

W dyskusjach o stanie krytyki literackiej od dawna pojawiają się głosy, że w prasie tej krytyki właściwie nie ma. Postanowiłem więc sprawdzić, co to znaczy, że jej nie ma. Bo na pierwszy rzut oka jest. Są recenzje, są dłuższe teksty. W dziennikach, a zwłaszcza tygodnikach pisze się o książkach w każdym numerze. – Więc może z tą krytyką nie jest tak źle – myślałem, jako ten, który trzy-cztery lata temu gazety papierowe właściwie przestał kupować.

Dwa tygodnie temu kupiłem sobie jednak stos gazet „Newsweek”, „Politykę”, „Tygodnik Powszechny”, „Sieci”, „Do rzeczy”), żeby zobaczyć, jak się sprawy mają. Jak się pisze o książkach, jak się je recenzuje i prezentuje czytelnikom. Okazało się, że jest gorzej, niż myślałem

„Newsweek” nr 27/2018, cena 6,90 zł

Z „Newsweekiem” miałem szczęście. Trafiłem akurat na numer, w którym redakcja polecała książki na wakacje. W sumie czternaście książek i trzy komiksy. Wybrałem kilka recenzji (?), żeby pokazać wam, jak zostały napisane. No właśnie! Odruchowo pomyślałem o tych tekstach jako o recenzjach, ale bliżej im do streszczeń, a może nawet do blurbowych polecajek, bo krytycznego spojrzenia w nich niewiele.

Na zdjęciu poniżej zaznaczyłem na czerwono miejsca, w których autorka interpretuje książkę, dzieli się swoim zdaniem o niej lub analizuje tekst książki bądź go ocenia – czyli recenzuje. Na niebiesko zaznaczyłem te fragmenty, które są po prostu streszczeniem książki. Niezaznaczone fragmenty to w tym przypadku wstęp i zakończenie tekstu.

Zwróćmy uwagę na proporcje w tekście o książce Wojciecha Jagielskiego. Można go podzielić na mniej więcej trzy równe części. Pierwsza wstęp, który ma zainteresować samą recenzją. Druga to część nazwijmy ją „recenzyjną”, w której autorka zwraca uwagę na punkt widzenia Jagielskiego i w której znajdziemy kilka zdań oceny reportażu: „wspaniała książka Jagielskiego”, „wciągająca historia”. I stwierdzenie dotyczące formy: „to powieść, ni to reportaż”. Część trzecia, niebieska, to po prostu streszczenie. Jeżeli po takiej recenzji czujecie niedosyt, to odsyłam was np. do wpisu o książce Wojciecha Jagielskiego na blogu Katarzyny Stańczyk „Wokół Faktu”.

Druga recenzja dotyczy książki „Legenda o samobójstwie” Davida Vanna. I znów, na biało wstęp oraz (w dalszej części tekstu) informacja dotycząca kulis powstania książki. Na niebiesko streszczenie. Na czerwono siedem i pół linijki opinii autorki recenzji o książce. „Błyskotliwe opowiadania” i „piękna, szczera, poruszająca” – ocena. Reszta czerwonego koloru to propozycja klucza interpretacyjnego książki. Jeżeli po takiej recenzji czujecie niedosyt, to odsyłam was do wpisu na temat tej książki na blogu Aleksandry Pasek „Parapet Literacki”.

Wybrałem jeszcze trzy inne recenzje, dwóch innych autorów. Oznaczone według tego samego klucza. Czerwony kolor oznacza opinię, ocenę autora lub propozycję klucza interpretacyjnego książki. Niebieski to streszczenie. Recenzja „Tłuczek” wygląda nieźle. Proporcje między streszczeniem a częścią „recenzyją” nie są wcale złe. Jest mniej więcej pół na pół. Rozumiem, że książkę w pewnym stopniu trzeba streścić, ale nie można popadać w przesadę. Taką przesadę widzę w ostatniej recenzji, gdzie na ocenę książki nie znaleziono prawie miejsca – o rozmowie z Martinem Pollackiem autor napisał, poza jej streszczeniem i kilkoma informacjami o bohaterze książki, że „ciekawie brzmią diagnozy Pollacka” i że w książce Pollack „wychodzi poza publiczny wizerunek syna gestapowca”.

W tym numerze „Newsweeka” znajdziemy jeszcze inny, większy tekst – o autorze książki „Wszyscy ludzie, których znam, są chorzy psychicznie”, ale nie jest to tekst o samej książce. Więc się nie liczy.

Ciekawy jest natomiast tekst o kolekcji książek Vincenta V. Severskiego „Nielegalni” (powyżej). Ciekawy, bo nie umiem odgadnąć, czy jest reklamą, czy tekstem redakcyjnym. Wygląda jak kolejna polecajka książki wakacyjnej, bo sąsiaduje z innymi tekstami, ale graficznie odrobinę się od nich różni (nie ma np. podpisanego autora tej polecajki, ani informacji o wydawcy).

Smaczku dodaje fakt, że cztery kartki dalej jest duża reklama tej serii Severskiego. I okazuje się, że książki będą do kupienia z „Newsweekiem”.

„Tygodnik Powszechny” nr 27 (3599), cena 7,90 zł”

Powszechny” dostał plusa na sam początek, bo ten numer tygodnika miał na okładce Etgara Kereta, a w środku wywiad z pisarzem. Kolejny plus za organizację wydarzeń książkowych, o których „Powszechny” pisze na 60. stronie. Szukam jednak tekstu krytycznego. Na taki, który wydawał się recenzją, natrafiłem na stronie 84.

I znowu: niebieskie to streszczenie, opis zawartości, a czerwone – ocena. W tym przypadku śladowych rozmiarów. Ale lubię „Tygodnik Powszechny”, więc daję mu jeszcze jedną szansę. Ze sterty gazet wygrzebuję starszy numer.

„Tygodnik Powszechny” nr 24 (3596), cena 7,90 zł

Na początek plus. Na okładce Katarzyna Nosowska, jedna z moich ulubionych wokalistek, a od niedawna pisarka. W środku wywiad wokół książki „A ja żem jej powiedziała”. Tuż obok niego tekst o książce – cztery kolumny o wysokość połowy strony. Jedna kolumna to wprowadzenie, w sumie dwie kolumny opisu tego, o czym pisze Nosowska w książce, oraz w sumie jedna kolumna oceny książki i drobnej analizy.

Dalej na stronie 74 tekst o innej książce. Wydaje się, że to recenzja dzienników Sandora Maraiego. Czytam. Najpierw (na obrazku poniżej bez zaznaczenia kolorem) autor zwierza się ze swojej fascynacji pisarzem, a potem kreśli jego króciutki życiorys. Następnie (na niebiesko) pisze, co znajdziemy w nowym tomie dzienników. Później zauważa, że opinie Maraiego mogą wydawać się ostre i budzić opór (to już na czerwono, bo jest to coś w rodzaju oceny treści). Na czerwono, jedyne zdanie, które brzmi tu jak wyjęte z prawdziwej recenzji: „Zarazem jednak wyrazistość (podobnie jak niebywale zagęszczony, aforystyczny niemal styl) jest jedną z zalet tego wielkiego dzieła”. Potem (bez zaznaczenia) odwołanie do opinii Kertesza i dalej (już na niebiesko, bo streszczenie) o tym, co można znaleźć w książce.

„Polityka” nr 26 (3166), cena 7,90

Recenzja książki „Bluzgaj zdrowo” wyróżnia się spośród wszystkich wcześniej zaprezentowanych tekstów. Po raz pierwszy w tekście pojawia się głos krytyczny. A także po raz pierwszy część „recenzyjna” zajmuje więcej miejsca niż wstęp i streszczenie razem wzięte. Można? Można. Szkoda tylko, że tak krótko, ale to specyfika mediów papierowych.

Obok recenzji „Bluzgaj zdrowo” zamieszczona został inny tekst – o książce „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry”. I znów, trzeba przyznać, jest nieźle, bo stosunek streszczenia/opisu do fragmentów „recenzyjnych” jest znośny. Po raz kolejny mamy do czynienia z krótkim tekstem, ale w papierze muszą liczyć się z miejscem na stronach.

W „Polityce” znalazłem też jedyny tekst krytyczny. To artykuł Adama Krzemińskiego o stale powracających w literaturze figurach Hitlera i Stalina. To dwie i pół strony bitego tekstu. W tygodnikach, które kupiłem na potrzeby tego wpisu, nie było ani jednego tekstu podobnego do tego z „Polityki”.

„Sieci”, nr 26 (291), cena 6,90

W „Sieci” znajdziemy m.in. krótką rozmowę z pisarką Elżbietą Cherezyńską. 5 pytań, w tym jedno: z czym się pani dotychczas kojarzyły jaskółki? A na stronie 79 takie coś:

I nie wiem, czy to, na co patrzę to recenzja, a pod nią reklama recenzowanej książki, czy może całą stronę powinienem traktować, jako materiał reklamowy? Chyba raczej to drugie, bo w powyższym tekście „recenzyjnych” fragmentów prawie nie ma – w sumie jakieś 4 linijki (zaznaczone na czerwono). Reszta to opis/streszczenia oraz coś w rodzaju felietonu czy komentarza na temat historii Polski.

Na następnej stronie znajdziemy dwa teksty o książkach. Pierwszy, sporych rozmiarów, bo na półtorej strony, autorstwa Wojciecha Stanisławskiego, o „Oślicy Balaama” i „Ordo amoris amor ordinis”, który jest w dużej mierze opisem tego, co znajdziemy w obu tych książkach. Choć próbę oceny oraz analizy też w tekście znajdziemy – to kilka zdań.

Obok tekstu Stanisławskiego jest inny tekścik o książce, składający się z przydługiego wstępu (na obrazku poniżej bez zaznaczenia) oraz krótkiego opisu zawartości (na obrazku na niebiesko). Tyle. Żadnej myśli krytycznej, żadnej refleksji nad książką.

„Do rzeczy”, nr 26/278, cena 6,90

W „Do rzeczy” sporo tekstów wokół książek. Jest na przykład spory tekst (mniej więcej 2 strony) wokół nowej książki Eustachego Rylskiego „Blask”. Nie wiem, czy artykuł ten miał być w założeniu analizą krytyczną powieści Rylskiego, ale jeśli tak, to nie wyszło. Autor, Krzysztof Masłoń, stworzył artykuł, w którym po prostu polemizuje z Rylskim – najpierw odwołuje się do wypowiedzi pisarza z wywiadów, potem jego starszych książek, a następnie, tej najnowszej. To tekst krytyczny, ale wymierzony nie w dzieło, a w autora dzieła. Masłoń miesza w nim książki z polityką, tworząc papkę, której czytelnik zainteresowany literaturą nie jest w stanie przełknąć.

Na stronie 50 znowu Krzysztof Masłoń. Tym razem o książce „Ostatni konklawe” Marcina Wolskiego. Dwie i pół kolumny tekstu, z czego dwie (na niebiesko) to streszczenie książki (wraz z zakończeniem).

Obok tekst o książce „Brudne wspólnoty”. Na niebiesko część streszczająco-opisujaca, na czerwono ocena/analiza.

„Przekrój”, nr 3 (3562)/18, cena 14,90 zł

Czytam regularnie „Przekrój”, uwielbiam go, ale w ostatnim numerze jedna rzecz mnie zdziwiła. Bo „Przekrój” rzucił słowa na wiatr. W spisie treści znalazłem zapowiedź „Pogłębiona recenzja” na stronie 175. Tekst duży, na ponad trzy kolumny, ciekawy – o chorwackiej pisarce i jej książkach, ale z recenzją ma on niewiele wspólnego. Zaznaczyłem na czerwono cztery linijki „recenzyjne”. Jeśli znajdziecie więcej, to dajcie znać. Po „pogłębionej recenzji” spodziewałem się więcej. Przy czym nie mogę odmówić temu artykułowi wartości, jest naprawdę ciekawy, bo pozwala odkryć nieznaną w Polsce pisarkę.

Podsumowanie

Prasa cierpi dokładnie na te same choroby, które wyciąga się, podczas krytykowania blogosfery książkowej: że nie recenzują, tylko streszczają, nie patrzą krytycznie, prawie ciągle chwalą, że piszą o sobie i swoich fascynacjach autorem, zamiast skupić się na książce, którą wzięli na warsztat, że tworzą krótkie notki, zamiast długich pogłębionych tekstów, że przyznają książkom punkty i gwiazdki. Oczywiście, nie wszyscy, ale większa część.

I myślę sobie, że my blogerzy i blogerki w ogóle nie powinniśmy czuć kompleksów, że na blogach tworzymy coś gorszego od tego, co publikowane jest w ogólnopolskiej prasie.

Tekst pojawił się na moim blogu CzytamRecenzuje.pl w lipcu 2018 roku.