Po co dziś pisać o Zagładzie?

Po co dziś pisać o Zagładzie? Kilkukrotnie na spotkaniach autorskich o „Izbicy, Izbicy” pojawiło się to pytanie. Ostatnio temat ten poruszyła Żydoteka. Zerknijcie tam, bo na profilu Uli Rybickiej przeczytacie o nim z innej perspektywy niż tej, którą chce wam przedstawić.

Kiedy ktoś pyta mnie, po co dziś pisać o Zagładzie, to – po pierwsze – odpowiadam za Hanną Krall: żeby przestraszyć. Dla mnie pisanie o Zagładzie, czy wojnie, jest sposobem, żeby w najbardziej wyrazisty sposób pokazać człowiekowi człowieka, jego potencjał dobra i zła, który w każdym człowieku drzemie. Rzeczywistość wojenna jest często zerojedynkowa, tzn. każe podejmować decyzje, z których każda ma swoje konsekwencje – rodzi rozwiązanie, ale jednocześnie niesie jakąś ofiarę. W XXI rzadko stawiani jesteśmy przed takimi wyborami, a dzięki tego typu książkom mamy okazję wziąć udział w ćwiczeniu myślowym: co byśmy zrobili na miejscu bohaterów? Bez książek, które pobudzają nasz strach, stajemy się mniej czujni zarówno wobec siebie, jaki i rzeczywistości.

Druga część odpowiedzi na pytanie, po co dziś pisać o Zagładzie, zwykle wygląda u mnie tak, że zwracam uwagę, na inną perspektywę, a precyzyjniej, na nowe perspektywy, które pojawiają wraz z upływem czasu. Inaczej pisało się o Zagładzie tuż po wojnie, inaczej po procesie Eichmanna, inaczej dziś, kiedy mamy za sobą Rwandę czy Srebrenicę. I mimo, że wydaje się, że już więcej do tematu dodać się nie da to, jednak „jakaś opowieść może zostać dodana do poprzedniej i zmienić jej znaczenie, otworzyć przed nią inną drogę, przestawić opowiadającego i jego historię na nieprzewidziany tor” – pisze w książce „Wszystko dla naszych zmarłych” Vinciane Despert. To są te nowe perspektywy, które ujawniają się za sprawą nowych powiązań. Dzięki tym powiązaniom widzimy więcej. Despret pisze też, żeby „uczynić z historii matrycę narracyjną. Maszynę do mozolnego wytwarzania kolejnych opowieści, matrycę dla opowieści, które powstają z poprzednich i tym samym łączą się ze sobą, ale nie jedną nicią, lecz w taki sposób, że tworzą tkaninę – można by to nazwać pisaniem w trzech wymiarach; z każdego punktu osnowy może zrodzić się nowy kierunek narracji. Każdy splot, który się tworzy, prowadzi do kolejnego lub do innego, zależnie od zbieżności motywów”. Despert nie pisze tu o Zagładzie, zajmuje się w swojej książce zmarłymi, ale jej uwaga jak ulał pasuje do tego tematu i do pisania o historii w ogóle. Podsumowując jednym zdaniem: dzięki nowym powiązaniom i perspektywom widzimy więcej, rozumiemy więcej i być może dzięki temu wyciągamy lepszą naukę.

A poza tym ta sama opowieść opowiadana na nowo współczesnym dla czytających językiem i w nowoczesnej formie ma szansę łatwiej dotrzeć do szerszego grona czytelniczek i czytelników niż opowieści sprzed sześćdziesięciu czy pięćdziesięciu lat.