Dzień, w którym z Izbicy zniknęli Żydzi

28 kwietnia 1943 roku. Dzień, w którym z Izbicy wywieziono ostatnich Żydów. 78 lat temu. Tak ten dzień opisuję w książce:

„Budzą go strzały z karabinu. Zeskakuje ze strychu garbarni, gdzie spał na podłodze. Czuje szarpnięcie w kręgosłupie. Biegnie do kryjówki. To kopana nocami jama przylegająca do zachodniej ściany zakładu. Może pomieścić wielu ludzi.

Po chwili w środku jest już gorąco i duszno. Ludzie oddychają z trudem. Słyszą krzyki i strzały. Trwa akcja. Esesmani przeszukują teren. Biorą kilku Żydów, którzy nie zdążyli się ukryć.

Po wyjściu Niemców do polowania przystępują miejscowi. Mają więcej doświadczenia, wiedzą, że garbarnia jest podejrzana.

Tojwi słyszy głosy: – Muszą tutaj być, muszą…

Esesmani wchodzą jeszcze raz. Ktoś tłumaczy łamanym niemieckim, że Żydzi na pewno gdzieś tu są, trzeba tylko starannie poszukać. W kilku miejscach zrywają deski ze ścian, ale nikogo nie znajdują. Ukryci czują ulgę. Ale wtedy do roboty biorą się Polacy. Planowo, metr po metrze. Tojwi myśli, że ktoś musiał zauważyć, jak kopali kryjówkę, bo są zbyt pewni, że coś tu znajdą. Deski spadają na podłogę. Słychać coraz głośniejsze uderzenia młotków i kilofów. Serca ukrywających się łomoczą. Do kryjówki zaczyna wpadać światło. Zaraz ich zobaczą. Deska sprężynuje, odbija się, wraca do ściany, nie chce spaść. Ale oni już wiedzą, widzą. Uderzają mocniej, Tojwiemu wydaje się, że robią to jakby ze zdwojoną siłą. Deska odpada. Potem tylko: – Raus! Schnell!

Jeden po drugim wychodzą na podwórze. Tojwi spostrzega, że zgubił lewy but. Jakiś Niemiec pozwala mu się po niego cofnąć. W jamie wciąż kryje się kilka osób. Chłopiec wraca na zewnątrz z butem. Esesman wrzuca do jamy granat.

Przed garbarnią Tojwi widzi swoich izbickich sąsiadów. Uśmiechają się do Niemców pokornie. Tak to zapamięta. Po latach napisze we wspomnieniach: „Przyglądali się nam nasi polscy sąsiedzi. Niektórzy ze współczuciem, niektórzy z zadowoleniem. Była piękna wiosna”.

Trzy dni po Wielkanocy.

Fiszel Białowicz, jego brat Symcha i siostry, Rywka, Brancze i Toba, też wpadają tego dnia w ręce Niemców. Matka zginęła wcześniej. Jeszcze chora trafiła prawdopodobnie do jednej z ostatnich grup rozstrzelanych na cmentarzu. Gdy jej dzieci wychodzą z kryjówki prowadzone przez strażników, gapie klaszczą i wołają: „Brawo!”.

Potem, kiedy idą przez miasteczko, Fiszel domyśla się, jak mogli zostać znalezieni – miejscowi na czworakach przykładali ucho do ziemi i tak polowali na żydowskich sąsiadów. Otoczeni ukraińskimi wartownikami Żydzi czekają na zakończenie akcji. Wieje wiatr. Podmuch powietrza gasi zapałkę, którą jeden z pilnujących chce zapalić papierosa. Zniecierpliwiony podnosi kołnierz, odwraca się od wiatru.

– Teraz albo nigdy… – myśli Tojwi”. Publikuję ten fragment dziś 28 kwietnia 2021 roku przed godziną 12:00 i wyobrażam sobie, że wtedy w 1943 roku o tej porze Żydów w Izbicy już nie było.